- Przyjacielem?! - powtórzył zaskoczony Próżny. - Dla mnie przyjacielem jest każdy, kto mnie oklaskuje, podziwia i - Wtedy pomyślałem, że on też chyba jest dziwnym dorosłym... poufności między prawnikiem a klientem i uświadomiono, co będzie to oznaczało dla jego kariery. Beck zeznawał mimo to. Po wyłączeniu z przesłuchań, Sayre nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Nie chciała wracać do domu, który dawno przestał być jej domem, ani do ponurego motelu, instynktownie pojechała do Becka i tam czekała na niego. Po powrocie Beck usiadł na huśtawce i podrapał uradowanego Frita za uszami. - Wszyscy powinniśmy mieć takie życie ja on. Każdy dzień jest nowym dniem. Cokolwiek zdarzyło się wczoraj, zostaje zapomniane. Frito nie martwi się o to, co będzie jutro. - Co będzie jutro? - Huff zostanie postawiony w stan oskarżenia, prawdopodobnie będziemy musieli zeznawać jako świadkowie oskarżenia w jego sprawie. - Tyle się domyśliłam. - Chyba że przyzna się do winy. - Sądzisz, że to zrobi? - Nie zdziwiłoby mnie to. Powiedział policji, gdzie mogą znaleźć szczątki Iversona. Rudy Harper przyznał się do udziału w sprawie. Też będzie musiał odpowiedzieć przed sądem za swoje czyny. Jeśli pożyje wystarczająco długo. - Beck pochylił się do przodu i oparł łokcie o kolana, zmęczonym gestem pocierając palcami oczy. - Huff jest kompletnie załamany Sayre. Zanim wyszedłem z komendy, zajrzałem do celi, żeby sprawdzić, co z nim. - Jak zareagował na twój widok? - W ogóle mnie nie zauważył. Leżał na pryczy w pozycji embrionalnej, płacząc jak dziecko. Huff Hoyle zredukowany do czegoś takiego - mruknął cicho, ze smutkiem. - Myślę, że wybaczyłby Chrisowi wszystko, z wyjątkiem zabicia własnego brata. Gdyby Chris zastrzelił prezydenta, Huff kryłby go i chronił do ostatniego tchu, ale zabić własnego brata? Huff nie mógł na to pozwolić. Nie mieściło mu się to w głowie. Naruszało to jego definicję rodziny. - Zastanawiam się, skąd mu się to wzięło. Wychowywał się bez najbliższych. Nigdy nie wspominał o swoich rodzicach, poza tym, że oboje umarli, kiedy był jeszcze mały. Beck zamyślił się na kilka chwil. - Niedawno, pewnego wieczoru, siedzieliśmy z Huffem we dwóch. Chrisa akurat nie było w domu. Wypiliśmy wtedy sporo burbona i Huff zaczął mamrotać coś po pijaku. Mówił wtedy coś o dniu, kiedy umarł jego tata. Nie nazywał go ojcem, tylko tatusiem. Powiedział: „Te skurwysyny przekręciły jego nazwisko". - Kto? - Nie wdawał się w szczegóły. To wszystko, co powiedział. Mogła to być nic nieznacząca wypowiedź. Albo bardzo istotna. Sayre spojrzała na trawnik opodal domu i westchnęła. - Kiedy pomyślę, ile go kosztowało pociągnięcie za spust... próbował zniszczyć to, co kochał najbardziej. - Chris był również jego ostatnią nadzieją na posiadanie wnuka, który przekazałby następnym pokoleniom jego nazwisko. Zniszczył szansę na przedłużenie swojej linii genealogicznej, ale nie żałuj go, Sayre. To on wychował Chrisa na takiego, a nie innego człowieka. - Poza tym, zabił moje dziecko. Zapewne nie uważał go za jednego z Hoyle'ów. Beck chwycił jej dłoń i lekko uścisnął, - Jesteś głodny? - spytała. Weszli do środka. W drodze tutaj Sayre kupiła smażonego kurczaka. Razem zaczęli wykładać jedzenie na talerze i układać sztućce, niemal potykając się o Frita, który dreptał im po piętach, W tej chwili rozległo się pukanie do drzwi i do komnaty wszedł Dominik, główny kamerdyner, mocno już wiekowy. Postawił przy łóżku srebrną tacę ze śniadaniem i odsłonił okna. Mark skrzywił się porażony blaskiem porannego słońca. Tammy przeszła przez apartament jak tornado, rzucając na fotel wszystko, co było dziecku potrzebne. Ani na mo¬ment nie przestała przytulać chłopczyka do siebie, jakby w obawie, że Mark go porwie. - Chyba nie mówisz o sobie? - Przyjrzał się jej uważ¬nie. - Nie mogłaś być zwyczajna, nawet jak miałaś trzy lat¬ka. - Odwrócił się do ogrodnika i spytał po francusku: - Co o niej myślisz, Ottonie? Czy ona nie jest wspaniała? upominek. Mark oniemiał na moment. Poniewczasie zorientował się, jak musiało to zabrzmieć. Oficjalnie i zimno. - O, przepraszam! Ubieram się całkiem odpowiednio. Tyle tylko, że to miejsce nie jest odpowiednie dla mnie. - Ostrzeżenie przyjęte. - Beck zerknął przez ramię w stronę kuchni. - Czy jestem zaproszony na obiad? - Zawsze. - Znakomicie. - Umościł się wygodniej na sofie. - Cokolwiek tam dziś pichcą, od zapachu leci mi ślinka. - Ciasto z kremem kokosowym. Nikt nie robi lepszych wypieków niż Selma. - Zgadzam się z tobą w zupełności, Chris. - Do pokoju wszedł jego ojciec, Huff Hoyle, wachlując się słomkowym kapeluszem. - Podaj mi jedno piwko. Cholernie mnie suszy. Nie dałbym rady splunąć, nawet gdyby mój kutas stanął w ogniu. Powiesił nakrycie głowy na wieszaku i opadł ciężko na rozkładany fotel. Otarł czoło rękawem. - Diabli nadali, co za upał. - Z westchnieniem oparł się na powleczonych chłodną skórą poduszkach. - Dzięki, synu. - Chwycił zimną butelkę, którą otworzył dla niego Chris i wskazał nią w kierunku telewizora. - Kto wygrywa? - Na pewno nie Bravesi. Właściwie to już koniec. - Beck wyłączył dźwięk, gdy komentatorzy zaczęli analizować przyczyny ich niepowodzenia w meczu. - Nie muszą tłumaczyć, dlaczego przegrali. Wystarczy nam wynik. Huff zamruczał potakująco. - Ich sezon skończył się dokładnie wtedy, gdy pozwolili tym pazernym cudzoziemskim primadonnom uczyć właścicieli klubu, co mają robić. Ogromny błąd. Przewidziałem to. - Pociągnął długi łyk piwa, niemal osuszając butelkę. - Grałeś w golfa dziś po południu? - spytał Chris. - Było zbyt gorąco - odparł Huff, zapalając papierosa. - Zrobiliśmy tylko trzy dołki, a potem wróciliśmy do klubu na partyjkę remika. - Na ile ich dzisiaj ograłeś? Nie było sensu pytać, czy Huff wygrał, czy też przegrał. Zawsze był zwycięzcą. - Kilka setek. - Nieźle. - Nie warto grać, kiedy się przegrywa - stary mrugnął do syna, a potem do Becka. Opróżnił butelkę jednym łykiem. - Widzieliście dziś Danny'ego? - Powinien się tu za chwilę zjawić — odparł Chris. - Pod warunkiem, że zdoła wcisnąć spotkanie z nami pomiędzy niedzielną mszę poranną a wieczorny Anioł Pański. - Nie psuj mi humoru - jęknął Huff. - Stracę jeszcze apetyt na obiad. Huff uważał, że kaznodziejstwo, modlitwa i śpiewanie hymnów to rzecz dla kobiet i zniewieściałych mężczyzn. Porównywał organizację kościelną do organizacji przestępczej, z tym że Kościół był bezkarny i miał ulgi podatkowe. Huff wykazywał jednaką nietolerancję zarówno dla różnego rodzaju świętoszków, jak dla homoseksualistów i związkowców. - Właśnie opowiadałem Beckowi o tym, że Klaps Watkins wyszedł na warunkowe - Chris taktownie odwrócił uwagę ojca od młodszego brata i jego niedawnego zainteresowania sprawami duchowymi. - Biały śmieć - wymruczał Huff, stukając o ziemię czubkiem buta. - Jak cała rodzina, począwszy od pradziadka Klapsa, który był najbardziej zatwardziałym rozpustnikiem, jakiego nosiła ziemia. Znaleźli go nieżywego z potłuczoną butelką whisky wepchniętą w gardło. Pewnie naraził się komuś o jeden raz za dużo. Muszą się tam u nich krzyżować wsobnie, bo każde z nich jest brzydkie jak samo piekło i głupsze niż but. - Może i tak - roześmiał się Beck. - Jestem jednak winien Klapsowi odrobinę wdzięczności. Gdyby nie on, nie czekałbym tu dziś na niedzielny obiad. które ukazywało prawdziwe oblicze tego, kto w nie spojrzał. Nie ukrywam, iż zerknąłem w nie trochę niepewnie, - Czemu Lara go tu przysłała?
Tammy... - Jasne, następca tronu zamieszka w kurnej chacie - skwitował z ironią Mark. - W porządku, zostanę na noc w hotelu. Przez parę godzin chcę pobyć tylko z Henrym. Kiedy zaśnie, zjemy razem kolację i pogadamy. Zgoda?
nie mogą być urzędnikami piątej rangi, prawo tego zakazuje. 40/86 – Ach, nieczysty, nieczysty! – przerwał poczciwcowi Matwiej Bencjonowicz. – O wiele
– W mordę. – Z wypadkami drogowymi nieźle sobie radzę – oświadczyła. – Z pijackimi burdami, Oczy poleciały mu nagie do góry. Walt przeklął ostro.
Róża, choć bez entuzjazmu, zgodziła się: Książę nie miał wątpliwości, że list, doręczony mu przez wędrowne ptaki, był napisany przez Pijaka. Ponieważ - I nie chcesz być kochany? - To jeszcze o niczym nie świadczy - stwierdził chłodno Gołąb Podróżnik. - Moja matka musiała o tym wiedzieć... - Ktoś, kto przejąłby władzę, ponieważ nie byłoby już następcy tronu. - Naprawdę Wasza Książęca Mość nie chce wrócić na noc do ambasady? - spytał niemal błagalnie.